9 września 2012

Chapter 13


Obudził mnie telefon od mamy. Pytała jak się czuję i czy już coś zjadłam. Musiałam nakłamać, że czuję się świetnie i jem za pięciu. Oczywiście to kłamstewko nie uszło jej uwadze, bo niestety miała nadzwyczaj wyczulony zmysł co do takich rzeczy. Opieprzyła mnie, że kłamię i ma zamiar przyjść do mnie na jakiś czas. Chciała mnie karmić i zająć się moim mieszkaniem, a ja miałam odpoczywać. Tak, łatwo jej powiedzieć, bo nie pracuje i może sobie pozwolić na leniuchowanie. Ja musiałam pracować w dwóch miejscach i nie miałam za bardzo czasu na odpoczynek.
Zdecydowanie przebrałam miarkę moich wybryków, kiedy zasłabłam podczas jednego z dyżurów w szpitalu. Od razu podłączono mnie do kroplówki i zawiadomiono moich rodziców (była to sprawka Marcelo), którzy przyjechali na złamanie karku.
- Musisz wziąć sobie wolne. – zagrzmiała mama, która wpadła do izby przyjęć.
- Zwariowałaś? Nie zjadłam śniadania i zrobiło mi się słabo. To wszystko.
- Twoja mama ma rację. – do sali wszedł Marcelo, który trzymał w ręku wyniki moich badań. – Jesteś osłabiona, spadłaś dużo na wadze i do tego odwodniona. Musisz wziąć wolne, bo długo tak nie pociągniesz.
- Słyszysz?! – pisnęła mama zasłaniając dłońmi usta.
- Kochanie, posłuchaj nas. Zamieszkaj z nami przez jakiś czas. – dodał tata, którego zmiażdżyłam wzrokiem. Nie po to wracałam do Barcelony, żeby z nimi zamieszkać. Co to, to nie! – Wybierzesz się na razie na weekend do Valencii, na odczytanie testamentu dziadka. Odsapniesz, zrelaksujesz się.
- Nie chcę nigdzie jechać.
- Nie zachowuj się jak dziecko, Cat. Twoi rodzice mają rację. – wtrącił Marcelo. – wypiszę Ci dwa tygodnie zwolnienia lekarskiego. – przywróciłam oczami i spojrzałam na uradowaną mamę.
- Ugotuję Ci pyszny obiadek po którym poczujesz się lepiej.
Miałam dość. Nie potrzebowałam niczyjej opieki, a zwłaszcza nadopiekuńczych rodziców. Wywlekli mnie na siłę ze szpitala i zawieźli do swojego domu. Po drodze zahaczyli o moje mieszkanie i zapakowali do walizki najpotrzebniejsze drobiazgi. Wrzucili je do bagażnika i ruszyli do swojego domu na przedmieściach. Kiedy wysiadałam zauważyłam Sergio wychodzącego ze swojego rodzinnego domu. Jego mama pomachała nam radośnie, na co odpowiedziałam tym samym.
Sergio zlustrował mnie wzrokiem. Cóż nie wyglądałam najpiękniej: miałam podkrążone oczy i ogólnie wyglądałam jak chodząca śmierć. Wyminęłam mamę, która chwaliła się, że zamieszkam z nimi przez jakiś czas i weszłam do środka. Położyłam się na kanapie i naciągnęłam na siebie koc.
- Zaraz zrobię Ci coś do zjedzenia. – zadeklarowała mama, która ponaglała tatę, żeby szybciej wnosił moją walizkę.
- Nie jestem głodna. Przypominam Ci, że pochłonęłam dwie kroplówki. – rodzicielka nie chciała jednak słuchać moich sprzeciwów i zamknęła się w kuchni.
Kilka dni spędziłam na nie podnoszeniu się z łóżka. Mama była nie do zniesienia, podkładała mi pod nos coraz to nowsze specjały, od których widoku miałam ochotę wymiotować. Tata był dla mnie bardziej łaskawszy i wspierał mnie w walce z żoną.
- Żyjesz? – usłyszałam w drzwiach głos Gerarda, więc podniosłam się na łokciach i wyjrzałam zza oparcia kanapy. – Na Camp Nou rozsiewają się plotki, że umierasz, więc przyszedłem na Ciebie zaglądnąć.
- Nic mi nie jest. – podniosłam się i przytuliłam wielkoluda, który trzymał w dłoniach sporego królika z długimi opadającymi uszkami. – Dziękuję, śliczny.
- Jak się czujesz? Bo wyglądasz marnie.
- Yy… dzięki Geri. – zaśmiałam się. – Jest coraz lepiej i nawet mam siłę, żeby wyjść do ogrodu, ale było zdecydowanie gorzej.
- Fernando do mnie dzwonił. Martwi się o Ciebie. Mogę dać mu Twój numer, bo już mam dość jego ciągłych pytań?
- Serio? – spojrzałam na niego spod byka. – Jasne, że możesz dać mu mój numer.
- A tak w ogóle to masz pozdrowienia od chłopaków. Kazali Ci przekazać, że za Tobą tęsknią i życzą szybkiego powrotu do zdrowia. A tak w ogóle to co Ci jest?
- Przemęczenie. Marcelo wysłał mnie na zwolnienie lekarskie i tak leżę już od tygodnia.
- Pewnie mama nie daje Ci żyć…
- Słyszałam to Gerardzie! – usłyszeliśmy krzyk mamy z kuchni. Zaśmialiśmy się oboje i musieliśmy trochę się uciszyć, bo przecież w tym domu „ściany mają uszy”.
- Przepraszam, muszę odebrać. – wskazałam na dzwoniącą komórkę. – Dol? Stało się coś?
- Byłam na tym cholernym odczytywaniu testamentu dziadka. To, że wszyscy się kłócili to norma, ale powiem Ci że jesteśmy wzięte pod uwagę w spadku.
- To znaczy?
- Dziadek zapisał nam dosyć dużo i reszta rodziny chce obalić testament.
- A mianowicie co?
- Mi zapisał winnicę na południu i dom w Acapulco. A Tobie winnicę na północy i mieszkanie w Nowym Jorku. – wyplułam z ust sok, który podstawił mi pod nosem Gerard.
- Żartujesz sobie?!
- Nie, nie żartuję. Byłam przy odczytywaniu testamentu i adwokat wyraźnie to powiedział. Wujek Josue o mało nie dostał zawału, a ciotka Clotilde zawieziono do szpitala.
- Ale nie jesteśmy jedynymi spadkobierczyniami?
- Babci zostawił dom, a resztę rozdzielił udziałami w swojej firmie.
- Nie wierzę, że tak po prostu to zrobił.
- Cat, z tego co mi wiadomo dziadek był bogaty… nie pamiętasz jakie prezenty robił nam na święta? Kto normalny daje wnuczkom na gwiazdkę telefon komórkowy za kilka tysięcy?
- No tak, zawsze wiedziałam, że jest bogaty, ale nie miałam pojęcia, że może nas załączyć w testamencie.
- Skontaktowałam się z moim adwokatem, który powiedział mi, że nie ma szans, żeby podważyć testament, bo spisany został w normalnych urzędowych procedurach, kiedy dziadek żył i miał się dobrze.
- O co chodzi? – szturchnął mnie Gerard, który przysłuchiwał się naszej rozmowie.
- Szzz… - przyłożyłam mu palec do ust i zwróciłam się do Dol. – I co masz zamiar z tym zrobić?
- Nie mam pojęcia. Rodzice każą mi jechać na południe i zobaczyć tę winnicę. Jeżeli to będzie rudera to będę zmuszona ją sprzedać.
- A co ja mam zrobić?
- Jedź do Bilbao i sprawdź jak sytuacja wygląda u Ciebie. Powiem Ci, że jestem w takim samym szoku jak Ty. Dobra, kończę. Zdzwonimy się jeszcze.
- Ok. Do zobaczenia. – rozłączyłam się i spojrzałam na zdezorientowanego Gerarda. – Dziadek zapisał mi winnicę na północy i mieszkanie w NY.
- Co?! – krzyknął razem z mamą, która wybiegła jak poparzona z kuchni.
- Dzwoniła Dolores. Była na odczytywaniu testamentu. Wszyscy są wściekli na nas dwie, bo praktycznie zgarnęłyśmy większy majątek… reszta jest podzielona na udziały w jego firmie.
- Catalino, mówisz poważnie? – do salonu wszedł tata.
- Na to wygląda. – brunet objął mnie ramieniem. – Czuję się podle, bo nie zdążyłam się z nim pożegnać, a on zapisał mi prawie cały majątek. Winnicę i mieszkanie. To za dużo!
- Tata miał sporo pieniędzy, więc nie miej wyrzutów sumienia. Kochał Cię, byłaś jego ulubioną wnuczką. – z drugiej strony usiadła mama i pocałowała mnie w czubek głowy. – Musisz pojechać do Bilbao, ale najpierw zadzwoń do adwokata.
- Mama ma rację. – dodał tata. Przyniósł notes z numerami telefonów i podał mi numer do adwokata Mario Carbonare. Dowiedziałam się od niego, że wszystko przebiegło zgodnie z prawem i zostałam posiadaczką winnicy na obrzeżach Bilbao o łącznej wielkości jakiś 400 arów. Mieszkanie na Manhattanie na Upper East Side z widokiem na Central Park wyceniono na kilka milionów. Nawet nie chciałam o tym myśleć, bo zaczynała mi pękać głowa.
Postanowiłam wykorzystać ostatnie dni wolnego i przejechać się na północ. Zabrałam ze sobą Gerarda, który był strasznie ciekawy winnicy oraz rodziców, którzy wiedzieli gdzie dokładnie się ona znajduje. Fernando kiedy usłyszał moją historię od razu zaproponował, że z nami pojedzie. Mieszkał w samym centrum miasta, ale doskonale orientował się w przedmieściach.
- Cześć! – przywitałam się z nim mocnym uściskiem. Reszta podała mu rękę i wsiedliśmy do jego samochodu. „Trójca” czyli Geri, mama i tata musieli się pomieścić z tyłu, a ja zajęłam bardzo wygodne miejsce z przodu. – Co słychać?
- Jestem po treningu. Jutro mam mecz. A co u Ciebie? Kiedy dowiedziałem się, że dziedziczysz winnicę o mało nie spadłem z krzesła! Byłaś tam kiedyś?
- Jeszcze nigdy. Właśnie jadę pierwszy raz.
- Cóż… to zdecydowanie największa winnica w północnej Hiszpanii i przynosząca chyba najwięcej dochodów. Wina są znakomite i sprzedają się na całym świecie. Wiecie w ogóle coś na ten temat?
- Wiesz to winnica mojego ojca, a i tak nigdy się nią nie interesowałam. – dodała mama.
- W takim razie zabawię się w przewodnika. – blondyn uśmiechnął się zabójczo. – Jesteśmy w kraju basków, ale to chyba wiecie. Składa się on z wielu prowincji, a Twoja winnica znajduje się w Araba po baskijsku, albo Álava po hiszpańsku. Twój dziadek przejął interes po swoim ojcu, który założył winnicę i wynalazł słynne wino Rioja.
- Żartujesz. Moje ulubione! – powiedziałam.
- I nie wiedziałaś, że Twoja rodzina je wynalazła? – zaśmiał się. – Widzę, że wiem więcej o tej winnicy niż rodzina współzałożyciela.
- O tak. Nigdy się nie interesowaliśmy pracą teścia. On był trochę dziwaczny i nie pozwalał nam przyjeżdżać do siebie na północ. Dlatego jesteśmy tacy zdziwieni, że zapisał swoją perełkę naszej córce. – dodał tata.
- Wy tylko gadacie o winnicy, pieniądzach… a ja się zastanawiam kiedy dacie mi darmowe próbki i będę mógł się upić do nieprzytomności. – sytuację rozładował Gerard. Resztę drogi spędziliśmy nad zaciekłą rozmową o winach. Cieszyłam się, że miałam przy sobie Fernando, który nie zniechęcił się zaczepkami mojej mamy i spokojnie odpowiadał na każde jej nurtujące pytanie.
Podjechaliśmy pod wielką żelazną bramę. Podszedł do nas dozorca i zapukał w szybę, więc Fernando ją od razu otworzył.
- Kim jesteście? – zapytał przyglądając się nam uważnie.
- Jestem Catalina Morreno. – moje nazwisko spowodowało zmieszanie na twarzy starszego mężczyzny. Otworzył nam bramę, dzięki czemu mogliśmy wjechać na posiadłość. Naszym oczom ukazała się długa alejka, która prowadziła do starego domu. Wokół niej rozprzestrzeniały się drzewa i piękna roślinność. Podjechaliśmy pod dom i wysiedliśmy rozglądając się dookoła. Drzwi otworzyła nam starsza kobieta. Przedstawiłam się jej, a ta bardzo grzecznie zaprosiła nas do środka.
- Winnica pani dziadka jest miejscem pracy setki ludzi. – poprosiła bym wyjrzała zza okno. Odsunęłam firankę i oczom ukazało mi się ogromne pole porośnięte w równych rządkach winoroślą. – Chciałam tylko powiedzieć, że nie chcielibyśmy, żeby pani ją sprzedała.
- Nie zamierzam tego zrobić. – Maria, bo tak miała na imię gospodyni domu, uśmiechnęła się do mnie i zaprosiła do salonu. Opowiedziała nam jak wygląda praca w winnicy i kto się nią zajmuje. Okazało się, że zarządza nią bratanek dziadka, Raul. Jest on dość nieprzyjemny, ale wykonuje swoją pracę bardzo dobrze. Robotnicy wcześnie rano nawadniają pole tak, aby winogrona podczas upalnego dnia nie zmarniały. Od 11 do 17 mają sjestę, a wieczorem znów zabierają się do pracy.
Maria zabrała nas do piwnic, gdzie przechowywano butelki wina. Było ich miliony, a wciąż przybywały nowe, które pracownicy przywozili na specjalnych wózkach do leżakowania.
- Twój dziadek kochał to miejsce. Spędzał tu dużo czasu z pracownikami i pomagał w pracy. Był dobrym człowiekiem, mimo kilku wad. – zaczęła nas oprowadzać po różnych zakamarkach i opowiadać historie związane z tym miejscem. – Pani Catalino, ufam, że zgodzi się pani z nami współpracować.
- Niech mi pani mówi po imieniu. Jestem po prostu Cat. – kobieta uśmiechnęła się przyjaźnie i kiwnęła głową. – Bardzo mi się tu podoba, ale jeszcze nie zdecydowałam co zrobię z tym fantem. Dziadek nieoczekiwanie zmarł i naprawdę nie spodziewałam się, że zostawi mi w spadku to miejsce.
- Wiele razy o Tobie wspominał i mówił, że kiedyś zajmiesz jego miejsce. Tęsknił za Tobą i uśmiechał się tylko widząc Twoje fotografie na swoim biurku. – mimowolnie poczułam łzę spływającą po moim policzku.
- Dlatego tym bardziej nie mogę tego przyjąć. Nie widziałam go kilka miesięcy i nie pożegnałam się z nim. Wiedziałam, że jest coraz bardziej słaby, a mimo to nie znalazłam dla niego czasu.
- On nie miał Ci tego za złe. Wiedział doskonale, że studiujesz, a potem znalazłaś pracę i wróciłaś do Barcelony. Sam bardzo chciał wrócić do Valencii, do żony, ale tutaj go coś trzymało. To miejsce jest naprawdę magiczne.
- Dziękuję, że zgodziła się pani nas oprowadzić. – wskazałam na pozostałą czwórkę, która rozglądała się pomiędzy półkami leżakujących win. Gerard znalazł sobie odpowiednią butelkę, którą zdążył już napocząć, a Fernando przyglądał się etykietom. Rodzice pochłonięci byli rozmową na temat tego czy powinnam przyjąć spadek czy nie.
- Mam nadzieję, że zostaniecie na kolacji. Barbra ugotowała coś wyjątkowego na tę okazję. – zaprowadziła mnie do drzwi.
- Musimy już jechać.
- Nalegam, Cat.
- Będzie nam szalenie miło! – wtrącił za mnie Gerard, który sama nie wiem kiedy pojawił się przy moim boku. Kiwnęłam głową, że się zgadzam i razem ruszyliśmy na werandę skąd podziwialiśmy przepiękne widoki.

__________________________


Hej! Wydaje mi się, że trochę krótki, ale chyba zanadto treściwy ;-) Nie wiem czy nie pogubiliście się w tej całej historii, bo powiem szczerze, że ja miałam niemałe problemy z pisaniem tego „czegoś” ;D Pozdrawiam wszystkich serdecznie i zachęcam do komentowania :*

7 komentarzy:

  1. Winnica w Bilbao *.* mieszkanie w NY *.* o kuuurde.:D Nie wiem, co Ty masz do tego rozdziału, ja się nie pogubiłam :P Mam tylko jedno 'ale'.. ZA MAŁO LLORENTE! :< Ty niedobra, Ty! ;d

    OdpowiedzUsuń
  2. ah ten Nowy Jork i winnica! :D
    podpisuje się pod poprzedniczką : ZA MAŁO LLORENTE!
    ale Gerard mnie rozbraja <333
    czekam na nowość ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ej no właśnie: za mało Llorente! małpo jedna, masz to nadrobić jakąś akcją z nim i koniec kropka :D
    normalnie padłam przez ten spadek! też chcę taki noooo. a Geri to tylko o zabawie by myślał, alkoholik.
    czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohhh jakoś się w tym wszystkim połapałam :) no to niezły spadek odziedziczyła nasza Cat. Podpisuję się pod poprzednimi komentarzami: za mało mi Fernando. Ja naprawdę bardzo lubię rodziców Cataliny i Gerarda ale niech oni sobie już idą a oni zostaną we dwójkę. Oto moje życzenie :D
    Pozdrawiam i czekan na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mało mi Sergio w tym rozdziale ^^

    No dobra przeczytałam, że winnica w Bilbao i proszę mam jedna prośbę - nie przenoś Cat w tamte okolice na stałe, rozumiem, że ma tam winnicę i Llorente, ale proszę nie ;)

    Mieszkanie na Upper East Side - od razu skojarzyło mi się z Gossip Girl, oglądasz może?

    Miło, że Gerrard i Fernando zaproponowali pojechać z Cat i jej rodzicami do tej winnicy. No i czekam na to jak rozwiniesz tą kolację.

    OdpowiedzUsuń
  6. www.20afellay.blogspot.com - zapraszam na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. kto by nie chciał winnicy i mieszkania w NYC? *___* ja bym chyba zawału dostała, gdybym dowiedziała się o takim czymś xd
    Geri mnie za każdym razem rozbraja, zawsze musi coś palnąć xd
    Czekam na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń