8 sierpnia 2012

Chapter 9

Czas jaki przeznaczony miałam na spakowanie swoich rzeczy przed wyjazdem był bardzo ograniczony przez moją pracę i kiedy doszło do pakowania wrzucałam wszystko jak leciało. W mojej szafie panował istny chaos i nie mogłam niczego znaleźć, a Gerard, który przyjechał po mnie swoim Audi napierał stojąc w drzwiach, bym się streszczała.
- A tak w ogóle to co jest z Tobą i Shakirą? Jesteście razem? – zapytałam zaraz po zajęciu miejsca pasażera. Trochę irytowała mnie cisza, która wypełniała samochód, więc musiałam ją jakoś wypełnić, a że to było moje bezsensowne gadanie to już inna historia.
- Nie rozumiem pytania. – brunet przejechał dłonią po swoim irokezie i spojrzał na mnie pytająco.
- Wiesz doskonale o co mi chodzi! Jesteście parą?
- Nie, nie. Jesteśmy przyjaciółmi. Na razie…
- A chcesz to zmienić? – badawczo skupiłam swój wzrok na jego zmieszanej twarzy.
- Sam nie wiem. Zobaczymy co z tego wyniknie. Ona jest teraz w trasie, a ja tutaj. Nie mogę planować, bo nie wiem co się zdarzy. – nie zamęczałam go juz dalej, bo widziałam po jego minie, że to bardzo delikatny temat. Pogłośniłam radio i kontynuowaliśmy jazdę słuchając latynoskiej muzyki.
Podjeżdżając pod dom Dolores, czułam się wyjątkowo obco. Mimo, że bywałam tam swego czasu bardzo często, coś nie dawało mi spokoju. Owe „coś” nie było zidentyfikowane i nie mogłam rozgryźć o co mi tak w ogóle chodzi. Gerard wyjął nasze walizki z bagażnika i ruszył pierwszy do drzwi.
- A Ty nie idziesz? – zauważył, że zawróciłam w drugą stronę.
- Idę się przejść. Zobaczę co ciekawego Dolores pozmieniała. Zajrzą na stadninę. -  zaczęłam wymieniać.
- A może by tak najpierw przywitać się z kuzynką? Później możesz zrobić obchód po okolicy.
- No przecież nic się nie stanie jak dołączę do Ciebie za parę minut. – westchnęłam.
- Mam Cię zaciągnąć na siłę? Chodź natychmiast!
Zdziwiło mnie jego zachowanie. Nalegał tak dobitnie, że o mały włos nie zaciągnąłby mnie jak worek ziemniaków.
*
Liczni goście siedzieli w salonie próbując zachować spokój i powagę. Wiedzieli bowiem doskonale co się święci,  bo dzień wcześniej Gerard przekazał im szczegółową instrukcję powitania solenizantki w progach domu jej kuzynki. Kiedy tylko weszliby, mieli zawołać chóralnie: „niespodzianka!”. Wszystko szło po ich myśli, jednakże opóźniający się Cate i Gerard, sprawiali, że do gry weszło najpierw whisky. Potem koniak, wino, a nawet i szampan.
- Dobra, idą! Wszyscy na miejsca! – zarządził Dani Alves, który był odpowiedzialny za przygotowanie powitania. Czatował w oknie od dobrych pół godziny, więc kiedy tylko zobaczył nadjeżdżające Audi przyjaciela przejął się jak małe dziecko.
Znów zebrali się by powitać przyjaciół, ale gdy drzwi się otworzyły, okrzyk „sto lat” padł jedynie z ust zataczającego się Pepe Reina. Catalina zasłoniła usta ze zdziwienia i pierwsze co zrobiła to rzuciła się na szyję zatroskanego Gerarda.
- Przepraszam. Miało wyjść inaczej. – szepnął jej na ucho.
- Żartujesz? Jest idealnie! – weszła dalej i powstrzymała się przed zawróceniem, kiedy wśród gości zauważyła Sergio. Stał przy schodach z tajemniczą brunetką i gdy ich wzrok się napotkał, uniósł do góry kieliszek uśmiechając się szeroko. Miała ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie. A nawet i dalej! Ale widząc Fernando zmieniła zdanie. Wreszcie miała okazję by z nim porozmawiać i nie wahała się by to zrobić jak najszybciej. Pech chciał, że zaatakowała ją kuzynka, ściskając za wszystkie czasy.
- Udusisz mnie, Dol! – wyrwała się z objęć blondynki i zaśmiała się radośnie. – Nie widziałam Cię chyba wieki!
- Jakieś cztery miesiące. – westchnęła dziewczyna. – Musimy nadrobić ten czas! Ale teraz masz drinka i baw się!
Catalina szukała wzrokiem Fernando, który zniknął z wcześniej okupowanego miejsca. Nie było go w salonie, więc zmuszona była przenieść rozmowę na później.
*
Impreza rozkręciła się nim weszliśmy do środka. Większość zaproszonych piłkarzy nie była w stanie utrzymać się na własnych nogach, ich partnerki również. Moją uwagę przykuła jedna wyjątkowa para, a mianowicie Ibrahim i jego ciemnowłosa towarzyszka. Nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że chłopak podtrzymywał zataczającą się panienkę, która o mały włos nie zaliczyła bliskiego kontaktu z podłożem. Posadził ją na kanapie, a sam skoczył do kuchni po coś do picia. Wykazał się nie lada opiekuńczością. Znam z autopsji przypadki, które całkowicie zaprzeczają temu, że na świecie istnieją dżentelmeni. Wrócił do dziewczyny po kilkuminutowej rozłące i podał butelkę wody mineralnej, wcześniej odkręcając zakrętkę i głaskając ją po plecach.
- Komu się tak przyglądasz? – usłyszałam głos kuzynki. Uśmiechnęłam się szeroko i wskazałam głową na ową parę. – Oo. Nieźle zabalowała panienka. Zresztą jak wszyscy, ja ledwo co nadążam za tempem Iniesty, który jako dzisiejszy cel obrał sobie upicie mnie tequilą.
- Andres? Mówimy o tym samym Inieście? – spojrzałam na nią spod byka. – Zawsze myślałam, że to wzór cnót i wszelakiej dobroci. A tu proszę…
- Jego dziewczyna Anna upija natomiast Messiego. Powiem Ci, że nie widziałam jeszcze nigdy tak dobranej pary jak ta dwójka.
- Oj będzie ślub… - westchnęłam spoglądając na nich. Byli kwintesencją prawdziwej miłości. Mój wzrok padł na Fernando, który wszedł do salonu i oparł się ramieniem o jeden z drewnianych filarów. Z uśmiechem obserwował swoich przyjaciół i popijał piwo prosto z butelki. Przeprosiłam kuzynkę i podeszłam do niego czym prędzej. Wiedziałam doskonale, że jeżeli nie zrobię tego właśnie w tym momencie to będę się cykać przez resztę imprezy.
- Jak się bawisz? – zagadnęłam próbować zachować spokój, choć wewnątrz krzyczałam i wybiegałam jak najdalej się dało.
- Bardzo dobrze. A tak w ogóle to wszystkiego najlepszego! – widziałam, że chciał mnie objąć, ale zrezygnował gdy zobaczył mój przerażony wzrok. – A Ty jak się bawisz? To Twoje urodziny, chyba musisz zaliczyć zgona.
- Zwariowałeś? – zaśmiałam się radośnie, pierwszy raz od bardzo dawna. Widać, że świadomość tego, że Fer nie znienawidził mnie do końca, dodawała mi otuchy. – Nie zamierzam pić. Ewentualnie lampkę wina lub jakiegoś drinka.
- W takim razie poczekaj tu. Zaraz coś skombinuję. – odstawił na bok pustą butelkę po piwie i zniknął zza drzwiami do kuchni. W mgnieniu oka dołączył do mnie Gerard, który nadal próbował mnie przeprosić za to całe zamieszanie. Musiałam mu tłumaczyć, że to był najpiękniejszy prezent urodzinowy jaki kiedykolwiek dostałam. Nie wiedziałam jak go mam delikatnie spławić, by móc pogadać na chwilę z Fernando.
- Ger, idź bo Dol Cię wołała. – szturchnęłam go w bok. Jak na zawołanie odstawił butelkę tequili, którą dzierżył od kilku dobrych minut i podążył w wyznaczonym przeze mnie kierunku. I nie ważne, że w rzeczywistości Dolores nawet o nim nie wspomniała. I siedziała w drugim kącie pokoju. To naprawdę nie miało dla mnie teraz żadnego znaczenia.
Fernando przyniósł mi drinka, którego jak twierdził sam przyrządził. Usiedliśmy na werandzie, gdzie nikt nam nie przeszkadzał. No może co chwilę ktoś wychodził, ażeby złapać trochę świeżego powietrza, ale równie szybko znikał jak się pojawiał.
- Co u Ciebie słychać? – zaczął nieśmiało blondyn, unikając jak tylko to było możliwe mojego wzroku.
- Ogólnie to w porządku, chociaż praca mnie wykańcza i powoli zapominam o czymś takim jak dzień wolny. Mam prawie codziennie dyżury, bo wymieniam się z koleżankami. Oprócz tego Camp Nou. Nie jest kolorowo.
- To chyba musisz z czegoś zrezygnować.
- Wiesz, to nie takie proste. Chcąc się utrzymać w Barcelonie muszę zarabiać. Nie chcę być na utrzymaniu rodziców do końca życia.
- Wiem coś o tym.
- Serio? Wydawało mi się, że piłkarze zarabiają krocie na kopaniu piłki? – zaśmiałam się na co piłkarz zareagował tym samym.
- Z jednej strony to tak wygląda, ale z drugiej musimy się nieźle naharować. To sport i ciągle dążymy do perfekcji. Mogę powiedzieć, że to jest uzależniające.
- Więc nie możesz z tego zrezygnować.
- W życiu! Za bardzo to kocham! Wiesz… to jest tak jak z dziewczyną. – spojrzałam na niego uważnie. – Jeżeli masz obiekt westchnień to dążysz do tego by go zdobyć. Zakochujesz się i tak już zostaje.
- Nie zawsze kończy się to happy endem. – zauważyłam szybko.
- Cicho! – zaśmiał się. – Wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. To wasza najprawdziwsza pasja. A czy Ty wiesz, że jeszcze nie widziałem Cię w akcji?
- Serio? – wybałuszył oczy. – Mnie? Najlepszego gracza w całej Hiszpanii? – zaśmiał się. – Toż to karygodne!
- No właśnie wiem! – zawtórowałam tym samym. – Muszę to koniecznie nadrobić.
- Załatwię Ci bilety na najbliższy mecz. Oczywiście jeżeli chcesz.
- Mój tata jest wielkim fanem futbolu, więc bardzo chętnie się z nim wybiorę.
- Nie ma sprawy. W przyszłym tygodniu gramy z Atletico Madryt w stolicy. Dam Ci znać o której dokładnie. Może… podasz mi swój numer, tak będzie prościej?
- Tak, tak. Jasne. – uśmiechnęłam się pod nosem i wyjęłam z kieszeni swoją komórkę. Fernando wpisał mi swój numer i puścił sobie sygnałka, tak aby mieć mój numer u siebie. – Tak szczerze, to powiedz mi co ten Gerard kombinował? Mieliśmy jechać sami do Dolores, a tutaj jakieś czterdzieści osób. Nie mówię, że mi się to nie podoba! Bo podoba! Ale sama nie wiem co mam o tym myśleć.
- Gerard po którymś meczu ogłosił, że urządza imprezę. Większość zgodziła się od razu. Dał nam instrukcję tego jak mamy się zachować, ale jak sama widziałaś… niezbyt wyszło.
- Mówisz, że większość zgodziła się od razu. A reszta? – spojrzałam na niego z ukosa.
- Masz na myśli mnie? – kiwnęłam głową. – Musiałem się zastanowić. Ostatnie nasze spotkanie… nie należało do jakoś szczególnie przyjaznych.
- Masz rację. – nie wiedziałam czy mam dalej ciągnąć ten temat, czy szybko zmienić go na inny, więc postanowiłam nie komentować tego w żaden sposób.
- Po prostu źle zaczęliśmy naszą znajomość. Może… zaczniemy ją od początku? – uśmiechnęłam się szeroko i kiwnęłam głową. – W takim razie… jestem Fernando. Przyjaźnię się z tym osiłkiem Gerardem. Kojarzysz go?
- Jestem Catalina. Nie możliwe! W takim razie mamy wspólnego przyjaciela. – posłał mi delikatny uśmiech. Wszystko zmierzało w dobrym kierunku, bo wreszcie umieliśmy ze sobą normalnie rozmawiać. Ostatnim razem wszystko zepsuł Sergio, który dzisiejszego wieczora nie wchodził mi w drogę.
- Wracamy do środka? Robi się zimno, a nie chcemy żebyś zamarzła przeze mnie. – puścił mi oczko i kiedy kiwnęłam głową zerwał się z miejsca. Przepuścił mnie w drzwiach i oboje dołączyliśmy do tańczących przyjaciół.
Wszystko było takie idealne, a przynajmniej tak mi się wydawało. Bawiliśmy się, piliśmy, tańczyliśmy, a nawet śpiewaliśmy! Było wspaniale. Nie zwracaliśmy uwagi na to, że czas biegł niemiłosiernie. Zasnęliśmy w różnych kątach dopiero nad ranem.

______________________

Hej! Trochę krótki ten rozdział, ale nie narzekam, bo napisałam go z ledwością! Trochę o niczym tak naprawdę, ale mam nadzieję, że wam się spodobał ;-) Liczę na wasze szczere opinie w komentarzach pod spodem ;-)

14 komentarzy:

  1. jak cie zaraz trzasnę, to wylądujesz na ścianie że będą cie zdrapywać łopatą! Dlaczego tak krótko o mnie? Miło być tak pieknie! Ja i Afellay <3
    Co do Cataliny i Fernanda, zaczęli od nowa i to mi se podoba ^^ Też chciałabym taką urodzinową niespodziankę. Czekam na nowość, wredoto :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Uroczy był ten moment kiedy Catalina i Farnando poznawali się na nowo. Dobrze, że normalnie ze sobą rozmawiają i wygląda na to, że wszystko zmierza ku lepszemu :) Nie ma Busquetsa jest spokój :D Pewnie kiedyś jeszcze gdzieś tam namiesza ale wierzę, że Catalina sobie z nim poradzi ;)
    Czekam na następny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Catalina nie musi się już martwić :) Fajnie, że zaczęli tą znajomość od początku, a nuż coś z tego wyjdzie ;D
    Co do imprezy to chyba każdego ucieszyłaby taka ilość osób, do tego takich osób ;D
    Odcinek przyjemny, pozytywny, radosny, i w końcu bez jakichś dziwnych farmazonów Sergia! xd
    Czekam na nexta ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. aj kurcze, przyjęcia niespodzianki zawsze są fajne :D
    świetnie, że Catalina zaczęła znajomość z Fernando od początku ;)
    coś czuję, że Busi nakombinuje.
    rozdział ogółem świetny, ale zbyt krótki! :P
    czekan na kolejny. ;*

    [verhoud]
    [una-gota-de-esperanza]

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgona wprawdzie nie było, ale coś mi się wydaje, że mimo to można zaliczyć imprezę do udanych. Również ze względu na fakt, że podczas tego przyjęcia coś się ruszyło na linii Fernando- Catalina.
    A ja się pytam, gdzie był Sergio?
    Pozdrawiam.
    [droga--do--gwiazd]
    [mwiniarski]

    OdpowiedzUsuń
  6. Catalina pogodziła się z Fernando. Wszystko ładnie pięknie tylko jednak jakoś zabrakło mi w tym odcinku wszędobylskiego Busquetsa. Mimo wszystko nadal kibicuje tej dwójcie. Czekam na kolejny rozdział.
    Twojego drugiego bloga nadrobię pewnie jutro.
    Zapraszam do mnie na nowość

    OdpowiedzUsuń
  7. dobrze, że Catalina pogodziła się z Fernando! I mam nadzieję, że między nimi coś będzie:) Sergio niech się odczepi, bo tylko wprowadza zamęt! Nie lubię go:/ czekam na następny:)

    Ziaba

    OdpowiedzUsuń
  8. Super, że Catalina i Fer zaczęli wszystko na nowo i się pogodzili. I tylko żeby Sergio nie wchodził im w drogę, chociaż w sumie? Wolałabym żeby Cat była z Sergio, ale to takie tam moje sugestie. Także pozdrawiam / dasein i 444-days-in-hell

    OdpowiedzUsuń
  9. 2 rozdział na 444-days-in-hell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. Kolejny rozdział na dasein.blog.onet.pl // zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Aaa, co ja widzę ;3 Jakiś dobry blog o Barcelonie. Zabiorę się za czytanie na pewno, a tymczasem zapraszam do mnie: http://idealna-katalonia.blogspot.com Asia. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. 24 rozdział na dasein.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. zapraszam na nowość na 20afellay.blogspot.com

    P.S. Kiedy nowość tutaj?

    OdpowiedzUsuń
  14. U mnie 25 rozdział. / dasein.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń