23 lipca 2012

Chapter 2

W drodze powrotnej do domu wstąpiłam do najbliższego supermarketu, który znałam. Podczas mojej nieobecności w Barcelonie powstało chyba dwadzieścia nowych sieciówek, które strasznie oszpecały to piękne miasto. Byłam zdania, że takie sklepy powinny powstawać na obrzeżach, a nie w samym centrum. No, ale cóż nikt nie pytał się o moje zdanie gdy je budowano.
Zaopatrzyłam się w trochę pożywienia, choć ostatnio w ogóle nie odczuwałam głodu to kupiłam coś z czystego przyzwyczajenia. Zapłaciłam i wyszłam jak najszybciej się dało, bo bałam się że zastanę Gerarda na swoim progu. Znając go mógł nawet nie wracać do siebie tylko od razu skierować się do mojego nowego mieszkania.
Odetchnęłam z ulgą kiedy nie zastałam go przed wejściem i spokojnie weszłam do środka. Wypakowałam zakupy do lodówki, które ważyły chyba z tonę i zamknęłam się w łazience na dobre pół godziny. Musiałam wziąć długi prysznic, bo byłam piekielnie zmęczona, a czekała mnie jeszcze wizyta Pique.
- Witaj dziewojo. – Pique przywitał mnie mokrym buziakiem w policzek co nie wywołało u mnie szczególnego zaskoczenia. – Mieliśmy spore problemy ze znalezieniem wejścia do tej kamienicy.
- Serio? Mieliście? – zerknęłam przez ramię bruneta by spojrzeć kto stoi tuż za nim. – Sergio…? Prędzej spodziewałabym się papieża niż Ciebie.
- Musiałem zobaczyć w jakiej ruderze mieszkasz, a poza tym Geri mnie strasznie namawiał i nie umiałem mu odmówić. – podniósł delikatnie kąciki ust do góry. – Nie zaprosisz mnie do środka? – gestem ręki pokazałam mu salon i zamknęłam za nim drzwi. Odliczyłam w myślach do pięciu i dołączyłam do nich po chwili próbując nie zabić ich nożem kuchennym wzrokiem.
- Chcecie coś do picia? – zapytałam z grzeczności, choć tak naprawdę miałam ochotę napoić Sergia jakimś żrącym kwasem.
- Służba zdrowia ma w lodówce coś takiego jak piwo? – zaśmiał się Gerard. Kiwnęłam tylko głową uśmiechając się do niego i przyniosłam mu z lodówki schłodzony napój. Nie spojrzałam nawet w stronę Busquetsa, bo nie chciałam sobie psuć do reszty humoru. – No to Catalina… opowiadaj co się u Ciebie dzieje. Masz na oku jakiegoś adoratora? – poruszał znacząco brwiami.
- O co Ty w ogóle pytasz. – prychnął Sergio. – Żeby mieć adoratora trzeba jako tako wyglądać… no nie oszukujmy się, Cate…
- I kto to mówi? Myślisz, że na Twój widok latają staniki? – warknęłam w jego stronę.
- Przynajmniej mam tzw. życie erotyczne w przeciwieństwie do Ciebie.
- Odezwał się nimfoman, który zapewne chciałby wylądować w moim łóżku, ale chyba dopiero po moim trupie!
- To Ty chciałabyś wylądować w moim! Zawsze tego chciałaś i teraz to dopiero wyszło na jaw!
- No chyba żartujesz sobie. W życiu! Musiałabym się chyba naćpać jakiegoś gówna, żeby spojrzeć na Ciebie łaskawym okiem. Jesteś obrzydliwy.
- I powiedziała to dziewczyna, która miała w życiu może jednego chłopaka. Albo i nawet… Miałaś w ogóle?
- Oczywiście, że miałam, idioto. To Ty zawsze byłeś pośmiewiskiem dziewczyn w szkole… Niech sobie przypomnę to przezwisko… Hmm? Geri pomożesz mi? – spojrzałam na bruneta, który przyglądał się nam z wyraźnym rozbawieniem. Co chwilę wybuchał głośnym śmiechem  i zasłaniał się poduszką, która leżała obok niego na kanapie.
- Nie przeszkadzajcie sobie i kontynuujcie. Wyglądacie przeuroczo. – spiorunowałam go wzrokiem.
- Catalina po prostu nie potrafi szczerze przyznać, że od zawsze się we mnie kochała. Odkąd się przeprowadziła do Barcelony ciągle się za mną uganiała, a ja jej nie chciałem. Taka jest prawda! – odezwał się wreszcie Sergio z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy.
- Teraz to już przegiąłeś. Popierdoliło Cię do reszty? Za dużo razy dostałeś piłką w głowę?! – krzyknęłam. - Co za debil!
- Po prostu przyznaj to i będzie po sprawie!
- Chyba śnisz! Nienawidzę Cię od 16 lat i nigdy Ci się nie uda zaciągnąć mnie do łóżka. Myślisz, że nie wiem że założyłeś się w liceum z Manuelem o to, że mnie przelecisz? Jesteś aż tak głupi?
- Kto by chciał się przespać z takim pasztetem?
- No właśnie Sergio… biedny Ty, nikt nie chce z Tobą się przespać. – zaśmiałam się gorzko. Busi posłał mi gniewne spojrzenie.
- Może po prostu prześpijcie się ze sobą? Wyczuwam w powietrzu wielkie napięcie, a chyba tylko w ten sposób można je rozładować. – zaproponował spokojnie Pique.
- Pojebało Cię?! - krzyknęłam wraz z Sergio. Jak na znak spojrzeliśmy na siebie, ale widząc wrogie miny, momentalnie odwróciliśmy wzrok w przeciwną stronę.
- Mówię czysto teoretycznie, ale to chyba najlepszy sposób żeby to jakoś załagodzić. Nie chciałbym, żeby moi przyjaciele się ciągle żarli.
- Pique, mogę Ci zrobić naprawdę bolesny zastrzyk jeśli się zaraz nie zamkniesz. – fuknęłam obrażona.
- Tak to my nie będziemy rozmawiać, młoda damo. Zbieraj dupę w kroki i idziesz  z nami do mnie. Kupiłem ostatnio tenisa na konsolę i muszę Cię pokonać, żeby móc się całkowicie nad Tobą wywyższać. Nie chodzi mi tu tylko o wzrost.
- Geri, nawet jakbym stanęła na krześle to i tak bym była niższa od Ciebie. Mam tylko 170 cm!
- Ani wzrostu, ani urody, ani cycków. Współczuję Ci z całego serca. – z kanapy podniósł się Sergio, który od kilku chwil zbawiennie dla mnie milczał. Słysząc jego słowa z całej siły rzuciłam w niego poduszką.
- Wiesz, że kiedyś całkiem przypadkowo zginiesz z moich rąk? To będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
- Przypadkowo to dobre stwierdzenie, bo masz takiego zeza, że nawet poduszką nie umiesz rzucać. Ledwo co mnie drasnęła.
- Pieprz się. – chwyciłam do ręki torebkę, która leżała na fotelu i wyszłam z mieszkania zaraz po chłopakach. Przekręciłam klucz w zamku i zeskakując ze schodu na schodek zbiegłam na parter. Pique kupił mieszkanie dość spory kawałek od mojego, więc musieliśmy do niego podjechać taksówką. Było nam trochę ciasno, bo Pique zajmował najwięcej miejsca, a dodatkowo usadowiłam go po środku, abym nie musiała nawet przez sekundę ocierać się o Sergia.
Jak się później okazało do naszej trójki dołączył Pedro z dziewczyną Carol oraz Dani Alves. Mogę przyznać, że było fajnie, ale tylko wtedy gdy nie zwracałam uwagi na Sergia.
- Siostro Catalino, czuję wyraźny skurcz w okolicach szyjnych. Mogłaby mi siostra pomóc? – zaśmiał się Dani, który od  dobrych dziesięciu minut siedział obok mnie na kanapie próbując flirtować, ale to mu kompletnie nie wychodziło.
- Nie jestem masażystką tylko pielęgniarką. Musisz udać się do Sergia, słyszałam, że ostatnimi czasy cierpi na brak dziewczyn i musi zadawalać się sam. Podobno jego ręce są już świetnie przećwiczone.
- Teraz to już naprawdę przegięłaś. – ryknął Sergio z drugiej strony pokoju.
- Oni tak już mają. Nie przejmujcie się. – próbę zapanowania nad sytuacją podjął Gerard, który uspokajał resztę gości. – Cate, zagraj w tenis… trochę się wyluzujesz, a jak to nie pomoże to przyniosę Ci coś mocniejszego.
Wirtualny tenis okazał się strzałem w dziesiątkę. Grając go z Carol miałyśmy mnóstwo zabawy i co chwilę wybuchałyśmy głośnym śmiechem. Później robiło się już coraz gorzej. Kiedy moim przeciwnikiem stał się Sergio robiłam dosłownie wszystko, aby wygrać (wliczając w to faule w realu).
- To się nie liczy! Popchnęłaś mnie! – brunet zaczął gestykulować rękoma. – Nie umiesz grać fair!
- Nie mazgaj się.
- Nie wytrzymam z Tobą dłużej. Wygrałem, prawda Pedro? – przyjaciel zaśmiał się głośno machając ręką, co znaczyło że mamy kontynuować.
Kontynuowaliśmy grę w milczeniu i skupieniu. Próbowałam skupić się i zrobić wszystko by zmiażdżyć Sergia w grze.
Pozostali rozsiedli się na dwóch skórzanych kanapach i obserwowali nasze zmagania. Słysząc nasze kłótnie śmiali się głośno i podjudzali nas do kolejnych sprzeczek. Zwłaszcza Dani, który pokazywał mi nawet w które miejsce mam następnym uderzać by zabolało mojego przeciwnika. Tak, to miejsce to krocze.
Pokonałam Sergia, bo to jak się okazało było dziecinnie łatwe. Brunet warczał coś pod nosem, ale nie komentował tego głośno. Ja natomiast na każdym kroku podkreślałam swoją wyższość nad nim i to mi jak najbardziej pasowało.
Kiedy Gerard włączył na DVD „Sex story” zaczęłam żałować, że w ogóle byłam skłonna do niego przyjść. Takie filmy ogląda się w małym gronie (maksymalnie dwuosobowym), a u nas przed TV zasiadło aż sześć osób. O czym był ten film? O przyjaciołach, którzy postanowili korzystać ze swoich usług. Krótko i na temat.
Carol i Pedro zajęci byli sobą i nie zwracali najmniejszej uwagi na resztę. Geri zasiadł w największym (i zdecydowanie najwygodniejszym) fotelu z miską pełną popcornu. Ja wylądowałam na kanapie obok Daniego, któremu moje towarzystwo jak najbardziej odpowiadało. Szkoda, że nie mogłam powiedzieć tego samego. Lubiłam go i to nie ulega żadnej wątpliwości, ale jego natarczywość działała mi na nerwy. Sergio rozłożył się na sofie, czyli drugim najwygodniejszym miejscu w salonie Gerarda.
Alves uparł się, że najlepszym rozwiązaniem naszego „sąsiedztwa” będzie to, że wyłożę nogi na jego kolana. On zobowiązał się do utrzymania odpowiedniego dystansu, na co ochoczo przystałam.
- Chyba mu nie wierzysz, Cate. – usłyszałam głos Busquetsa, który od kilku minut ciągle się nam przyglądał.
- Odwal się od nas. To nie Twoja sprawa. – rozłożyłam się wygodnie słysząc cichy chichot Daniego.
Film był bardzo ciekawy. Momentami płakałam ze śmiechu, albo i wzruszenia, w zależności co akurat leciało. Podobała mi się postawa Alvesa, który wbrew ostrzeżeniom Busiego, wcale się do mnie nie dobierał.
- Dzięki Geri, to był naprawdę miły wieczór. – przytuliłam się do wielkoluda, który odprowadził mnie do drzwi.
- Na pewno nie chcesz, żeby Cię odwieźć do domu? Jest grubo po północy.
- Nie martw się o mnie, Geri. – pocałowałam go w policzek i wyszłam z jego mieszkania kierując się schodami w dół. Nim się spostrzegłam dobiegł do mnie Sergio, co oznaczało nic innego jak: kłopoty.
- Czego chcesz ode mnie? – zapytałam nieustannie podążając chodnikiem wzdłuż osiedla jednorodzinnych domków.
- Idziemy w tę samą stronę, tak się składa… a Gerard bardzo się o Ciebie boi… w końcu jesteś dziewczyną, jest środek nocy. Nie wiadomo co może się wydarzyć.
- Czy on nie zdaje sobie sprawy, że w Twoim towarzystwie wcale nie czuję się bezpieczniej?
- Przecież wiesz, że nic bym Ci nie zrobił. Jesteśmy od siebie… różni, mamy swoje wyrobione zdania na różne tematy, ale to nie znaczy że nie mogę Cię odprowadzić do mieszkania. Jesteśmy w nie za ciekawej okolicy.
- Daj już spokój. – machnęłam ręką całkowicie lekceważąc słowa bruneta. W sumie cieszyłam się, że ktokolwiek mi towarzyszy w drodze powrotnej. Nigdy nie szwędałam się po nieznajomych ulicach i trochę się bałam. Ale tylko troszeczkę.
- Zaprosiłabym Cię do środka, ale jest już prawie pierwsza  w nocy. Dziękuję za… towarzystwo. – piłkarz upierał się, żeby odprowadzić mnie aż pod same drzwi. Przekręciłam klucz w zamku i weszłam do środka.
- Wiesz… przyszło mi na myśl, że… po obejrzeniu tego filmu… prędzej czy później wylądujesz w moim łóżku. – otworzyłam szeroko oczy, bo nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. – Zdziwiona? Moim zdaniem… no i Gerarda też, to byłoby najlepsze rozwiązanie.
- Co? – wydusiłam z siebie po chwili. Opierałam się o drzwi frontowe, bo gdybym stała bez jakiejkolwiek pomocy to na pewno wylądowałabym w tym momencie na ziemi.
- No spójrz na to praktycznie, Cate. Jesteśmy młodzi, sami, mamy swoje potrzeby, nie chcemy się ze sobą wiązać i nie chcemy niepotrzebnych awantur. To wyszłoby nam na dobre.
- Ogłupiałeś? Nie pójdę z Tobą do łóżka! – pisnęłam, ale kiedy zdałam sobie sprawę, że mogli to usłyszeć moi sąsiedzi szybko wciągnęłam Busiego do mieszkania i zamknęłam za nim drzwi. – Jest późno i tylko to Cię usprawiedliwia.
- Cate… jeszcze zrozumiesz co miałem na myśli i sama do mnie przyjdziesz. Ja tylko delikatnie zaproponowałem…
- A ja proponuję Ci, żebyś stąd wyszedł zanim zrobię Ci krzywdę.
- Będziemy w kontakcie. – kąciki ust bruneta uniosły się powoli do góry. – Przemyśl moją propozycję. Nic na tym nie stracisz, a zyskasz… wiele. – tak, oczywiście skromność tego osobnika nie znała granic.
Zamknęłam za nim drzwi na klucz i zdjęłam buty zostawiając je w przedpokoju. Zapaliłam światło w salonie i rzuciłam torebkę, która wylądowała centralnie na kanapie. Przez cały czas w głowie kołatały mi się słowa Busquetsa. Co on znowu wykombinował?! Ktoś go do tego namówił czy po prostu jego intelekt się przegrzał?

Budzik postawił mnie na nogi o godzinie szóstej. Nie wiele spałam tej nocy, bo przez co wydarzyło się jeszcze kilka godzin temu nie mogłam zasnąć. Termometr za oknem wskazywał na +15 stopni, a było dosyć wcześnie, czyli zapowiadał się upalny dzień. Kolejny z rzędu.
Założyłam beżową spódnicę nad kolano i bluzeczkę z krótkim rękawkiem w drobne kolorowe kwiatuszki. Na stopy wsunęłam czerwone balerinki i wkroczyłam do łazienki. Przygotowanie nie zajmowało mi wiele czasu, bo zawsze byłam dosyć zorganizowana.
Złapałam jeszcze w przelocie torebkę i wyszłam z mieszkania zamykając klucz na podwójny zamek. Do szpitala miałam niedaleko, więc wybrałam się spacerem. Po drodze kupiłam coś do jedzenia i poranną gazetę, którą miałam w zwyczaju czytać na przerwie śniadaniowej.
- Do pracy? – usłyszałam głos Marcela, który stał obok czytnika na kod.
- Zgadza się. A Ty już kończysz? – wyjęłam z portfela swoją kartę i przyłożyłam pod czytnik.
- Tak, miałem nocny dyżur i kupę pracy. Przywieźli do nas kilka osób z wypadku samochodowego i tak mi zleciała cała noc.
- Też nie jestem wyspana. Położyłam się dopiero po drugiej.
- Szalona impreza czy chłopak? – zaśmiał się.
- Ani jedno, ani drugie. Byłam u przyjaciela na mini domówce: oglądaliśmy filmy, graliśmy w gry na konsoli.
- Czyli to i to. – poprawił mnie. Schowałam portfel z powrotem do torebki i oparłam się o ścianę. – Co robisz wieczorem?
- Nie mam planów. Prawdopodobnie będę oglądać jakiś serial w TV i obżerać się ciastkami czekoladowymi. – zaśmiałam się.
- Brzmi super, ale mam o wiele ciekawszą propozycję dla Ciebie. – przyjrzałam mu się uważnie i przez myśl przeszła mi nawet jedno skojarzenie: randka (?!).
- Zamieniam się w słuch. – odparłam udając niezaciekawioną.
- Wieczorem otwierają nowe wesołe miasteczko i byłoby miło gdybyś do mnie dołączyła. Wiem, że pomysł mało kreatywny, ale zawsze to lepsze od oglądania telewizji.
- Cóż… - zawiesiłam się na chwilę nie wiedząc jak kontynuować. – Bardzo chętnie. Dawno nigdzie nie byłam, a wesołe miasteczko to faktycznie lepsza alternatywa od kanapy.
- To o siódmej? – kiwnęłam głową. – Zadzwonię do Ciebie i ustalimy gdzie się spotkamy. – zapisałam mu swój numer telefonu na kartce, którą mi podał i z uśmiechem ruszyłam w kierunku pokoju socjalnego pielęgniarek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz